rodzinne podróżowanie
Kiedy dwójka stała się trójką – rodzinne podróżowanie

Czasami zastanawiam się, czym jest podróż. Dla jednych 2 tygodniowym przerywnikiem w pracy, dla innych celem do którego się dąży, a dla innych jeszcze całym życiem.

Kolorowe wyjazdy, bajkowe plenery, tajemnicze muzea. Chwile, które z ochotą dzielimy ze swoją drugą połową. Romantyczne wieczory przy lampce wina w spowitej światłem latarni paryskiej kafejce. Niesamowity wschód słońca na zamglonych szczytach gór. Spokój i tempo, które sami sobie narzucamy. Momenty, które dzieli się we dwoje. Cudownie.

Jednak często z upływem chwil podróżująca dwójka staje się trójką i tu stajemy przed dylematem. Czy osiądziemy w domu wczasowym póki dziecko nie dorośnie? A może nadal będziemy wyjeżdżać, a maluchowi zafundujemy kolonie u dziadków? Czy jednak wciągnąć go w swój styl i pokazać, z drobnymi kompromisami, piękno własnego świata?

Wielu rodziców rezygnuje, jednak spróbuję przekonać Was, że jednak warto. Choć jest wiele minusów, które również poruszę, taka podróż może być interesująca dla wszystkich.

Ten wpis będzie formą dyskusji pomiędzy rozumem i sercem, pomiędzy lenistwem, a wygodą. Jednak ostatecznie liczę, że podejmiecie decyzję zgodną z samym sobą.

 

Rodzinne podróżowanie – Maluch w podróży.

Urodziło się dziecko, nigdzie już nie pojedziemy. Płacz, załamka… Nic bardziej mylnego. Dziecko w tym wiek jest proste w obsłudze, mało wymagające i można wszędzie z nim wejść. Wystarczy mleko, suche pieluchy, jedna torba z przewijakami, ubrankami w razie czego i toną chusteczek do pupy. Jeżeli nie przełamiemy tego lodu, później będzie tylko trudniej. Owszem, czasami siedzisz na kamieniu przydrożnym z cyckiem przykrytym pieluchą (lub nie – jak kto woli) czasami musisz zwolnić lub rezygnujesz ze wspinaczki górskie z wózkiem, ale zawsze jesteś do przodu. Widzisz kolejny piękny park, zwiedzasz o jedno więcej muzeum, niż gdyś została /został na kanapie. Zjadasz kolejne nietypowe danie z kuchni regionalnej. A czy jedziesz 100 km czy 3000 km dalej nie ma znaczenia, twój maluch zwykle śpi. Nie poddawaj się, jeśli podróż płynie w twoich żyłach.

Rodzinne podróżowanie – Dziecko w muzeum.

Przecież i tak nic nie zrozumie… Znowu się z tym nie zgadzam. Nasze dziecko od maleńkości po muzeach i zamkach chodziło, a wcześniej było wożone. Choć jest hałaśnikiem i ciągle biega, wie, że w muzeum nie dotyka się eksponatów, nie przekracza wyznaczonej linii i nie rozmawia głośno. Jest pierwszym, który zwróci Ci uwagę, jeśli o pół tonu podniesiesz głos. Opowiada co widzi, a do tego, coraz częściej można spotkać „przystanki edukacyjne” właśnie dla maluchów. Mogą dotknąć, przewiesić i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Młody szybko się nudzi, ma rozbiegane oczy i stroi fochy, ale najbardziej przyciągają go muzea archeologiczne, gdzie ma miliony pytań.

Rodzinne podróżowanie – Plac zabaw obowiązkowy.

No cóż… tego nie przeskoczysz. Kiedy na twojej drodze stanie plac zabaw, musisz się zatrzymać. Nie traktuj tego jak zło konieczne. Wykorzystaj dla siebie. Możesz poczytać, pogadać lub „nicponierobić” kiedy twoje dziecko skacze i zjeżdża. Coś dla ciebie coś dla niego. Dziecko chodzi gdzie ty chcesz, wiec jak raz pójdziesz gdzie on chce nic się nie stanie. A zawsze możesz odpocząć lub wypić ciepłą kawę. A jak już ci się pociecha wybawi, znowu pójdzie tam gdzie ty, głodne nowych atrakcji.

Rodzinne podróżowanie – Rodzina w kafejce.

W obecnych czasach, już nie pali się w lokalach, więc praktycznie do każdego miejsca można bezpiecznie z dzieckiem wejść. Tam woda, sok czy puchar z lodami, na chwilę zatrzymają młodego podróżnika, a ty w spokoju możesz zjeść lokalny przysmak lub sprawdzić w przewodniku, co warto jeszcze zobaczyć. To tej drugiej czynności zachęcam zaangażować dziecko. Poczuje się ważne, że ma wpływ na przebieg wycieczki.

Rodzinne podróżowanie – Nocne spacery.

Kiedy Twoje dziecko jest maleńkie, bywa, że przymykasz oko na domowe nawyki, maluch i tak śpi w wózeczku, a ty możesz spokojnie podziwiać miasto nocą. Jednak kiedy dzieciak jest starszy, często wasze godziny są wydłużone i póki wszyscy mają siły spacerują i rozkoszują się pięknem podróży. Do tego, kiedy twoje dziecko się zmęczy, sam masz ochotę usiąść, wziąć kubek kakao z piankami i w ciszy zaplanować kolejny dzień. Po chwili zasypiając…

Rodzinne podróżowanie – Nauka i przyjemność.

Podróżując uczymy się wszyscy. Poznajemy piękne miejsca, uczymy się obcować z przyrodą, dowiadujemy się co kryje się w lochach zamku. Przekazujemy swoje mądrości potomkowi, stając się w jego oczach wszechwiedzącym bohaterem. No błagam… każdego połechtana z lekka próżność cieszy. Podczas wycieczek, uczymy przede wszystkim naszego młodego szacunku do natury, pokazujemy jak dbać o naszą planetę, zbierania śmieci po sobie, żeby móc się nią przez lata cieszyć. Szkoda, że nie wszyscy tak mają….

Rodzinne podróżowanie – Tolerancja, nowe kontakty i szybkie przyjaźnie.

Na świecie są różne kultury, różni ludzie, odmienne poglądy. Jadąc w dane miejsce opowiadamy Tymkowi jak tam jest, czego może się spodziewać i co warto spróbować, żeby poznać smaki danego regionu. Czy zawsze mu smakuje, zdecydowanie nie, ale zawsze próbuje, żeby samodzielnie wyrobić sobie zdanie. Ogląda innych ludzi, stroje nietypowe dla naszego miejsca zamieszkania, dziwne wyposażenie, odmienny kolor skóry – choć na to kompletnie nie zwraca uwagi. Dla niego dziecko jest inne, bo jest dziewczynką lub Stasiem, nie Tymkiem i bez względu na język bawi się doskonale. Często próbę dogadania się ma w Anglii, choć języka nie zna, potrafi spędzić godziny na zabawie z miejscowymi dziećmi lub hiszpańską rodziną, która również przyjechała na wakacje. Prawda jest jednak brutalna, im Tymo starszy tym trudniej. Niestety szkoła, brak ogólnej tolerancji, teksty często sarkastyczne, rzucone jako żart i przypadkowe towarzystwo mieszają mu w głowie, co skutkuje częstą frustracją, jak coś jest odmienne od jego norm. Mimo starań, rozmów i tłumaczenia, nie zawsze jest różowo 🙁

Rodzinne podróżowanie – Samodzielność i szkoła przetrwania.

Samodzielność podróżnicza zaczyna się jeszcze w domu. Tymek pakuje się sam. Oczywiście pod kontrolą, bo moje dziecko odbiega od wyśnionego ideału i jego plecak często ląduje u mnie. Na krótkie wypady, pakuje również sam swoje ubrania. Liczy dni i skarpetki, żeby wystarczyło. Pakuje torbę na bieliznę i bluzę jak zrobi się zimno. Pamięta o piżamie i spodniach na zmianę, bo przecież na pewno się ubrudzi 🙂 Choć jego kreacje i zdolność dobierania koszulki do dresu jest odmienna od moich kanonów piękna modowego, wszelkie zmiany w pakowanym stroju konsultuję z nim, że uchronić się od afery o koszulkę z ulubionym superbohaterem na środku kempingu. A krzyczeć to on potrafi… awanturnik mały (po mamusi).

Rodzinne podróżowanie – Bo Fantazja jest od tego…

Aby przetrwać podróż lub czas wolny często jesteśmy zmuszeni do uatrakcyjnienia wszechświata swojemu dziecku. Tu nie będę się rozpisywała, odeślę Was do mojego wcześniejszego artykułu o tym jak przetrwać podróż z dzieckiem. Wiele z tym metod sprawdza się na trawniku w parku. Artykuł znajdziesz TUTAJ.

Rodzinne podróżowanie – Razem wszędzie.

Moim najlepszym argumentem jest to, że możemy spędzić czas wspólnie. Oboje z Robertem pracujemy, mamy też swoją firmę, która wymaga zaangażowania i czasu większego niż na klasycznym etacie. Do tego Robert studiuje zaocznie (co drugi weekend), a ja w niektóre weekendy mam pokazy lub warsztaty. Kiedy mamy wolne od pracy, nadrabiamy obowiązki rodzinne i przyjacielskie, spotykając się w domu lub poza nim. Zawsze coś. Choć dbamy, alby piżamowa niedziela była minimum raz w miesiącu, tak wyjazdy są tylko nasze. Nawet jeśli zdarzy się popracować troszkę (mamy możliwość pracy zdalnej) spędzamy ten czas w jednym miejscu, w jednym pomieszczeniu, wspólnie. Możemy obgadać różne sprawy, rozwiązać poważne dylematy pirackie, polatać na miotle, czy zaplanować ratowanie świata jak bohaterowie Marvela.

Wysokie ciśnienie i wkurzanie się jest minimum raz dziennie. Fochy młodego nawet ze dwa razy. Moje zachcianki w każdym miejscu, a przewracanie oczami Roberta robi przeciąg. Ale jesteśmy razem i jest to mega cenny czas, celebrujemy każdą chwilę jakby już nigdy nie miała się powtórzyć. A każdy wspólny wypad jest tak samo ważny bez względu na ilość przebytych kilometrów. Nie ma znaczenia czy jesteśmy w Stryszej Budzie, czy wcinamy właśnie lody pod krzywą wieżą w Pizie. Jest extra.

Jeżeli chcesz poznać różne sposoby na poznawanie świata, koniecznie przyjdź na nasze wydarzenie w Trójmieście i dołącz do grupy na facebooku Way of Taste Smak Podróży. Nie może Ciebie tam zabraknąć.

fot. Mika Szymkowiak Fotografia