Grissini – włoska przekąska idealna do pracy lub na piknik

Ci którzy mnie znają lub biorą udział w warsztatach przeze mnie organizowanych, wiedzą doskonale, że mam totalnego bzika na punkcie włoskiej kuchni. Zgłębiam ją nie tylko dzięki wielu książkom, ale przede wszystkim dzięki mojej włoskiej nauczycielce Rossanie. Uwielbiam ją, potrafimy rozmawiać na wiele tematów, nie tylko o kuchni. Jednym z największych wyzwań jakie mi dała, to wspólne przygotowanie wielkanocnego spotkania, w którym uczestniczyło mnóstwo ludzi różnych narodowości, w tym wielu włochów, więc sami rozumiecie presję. Mimo wszystko, to była jedna z najpiękniejszych moich kulinarnych chwil (do tej pory) i o niej z całą pewnością napiszę nie jeden tekst.

Dlaczego zaczęłam wstęp od włoskiego akcentu? Bo nareszcie zaczynam na blogu serię smakołyków, a wybrałam ten kraj ponieważ szanuję go kulinarnie pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to prosta kuchnia, w której główne skrzypce gra prostota i jakość. Ta kuchnia nie musi się bronić udziwnieniami i wymyślnymi dekoracjami, daje nam radość sama w sobie. A kiedy dołączymy słynny temperament i zamiłowanie do rodzinnego biesiadowania, znajduję się w raju. A Wy?

W Polsce nareszcie mamy piękną pogodę, która nastraja do wycieczek, spacerów i pikników. Jakiś czas temu pisałam Wam o tym co warto zabrać, na jednodniową wycieczkę z dzieckiem, zerknijcie TU. Przy okazji tego tekstu warto też ściągnąć bardzo praktyczną checklistę.

Wracając jednak do tematu, pisałam też o przekąskach. Smacznych i praktycznych, które nie mają potrzeby ciągnięcia z sobą objazdowej kuchni. Jednym ze smakołyków, który jest zdecydowanie numerem jeden jakiegokolwiek dłuższego wyjścia z domu jest grissini. Jest to włoskie pieczywo z ciasta drożdżowego. Charakteryzuje się przede wszystkim swoim kształtem, długie i wąskie paluchy pszenne. Na wyjazdy szykuję wersje mini, około 5-6 cm, zaś na przyjęcia ogrodowe lub kinder party stawiam na długie i wrzucam w nieładzie do kolorowego kubka z gałązką rozmarynu do dekoracji.

Grissini jest świetnym kąskiem. Nie potrzebuje dodatków (choć z szynką parmeńską jest super), zaspokaja głód i lubią go wszyscy. Przyznaję, że częściej robię ze zwykłej pszennej mąki, serwując jedynie porcję węglowodanów, ale kiedy wykonamy grissini z mąki pełnoziarnistej, dostarczymy też odrobinę cennego błonnika. W tym jednak przypadku warto zmienić troszeczkę proporcje pozostałych składników, ponieważ należy pamiętać, że pełnoziarniste mąki lub bezglutenowe są znacznie cięższe i potrzebują innego wsparcia pozostałych składników. Ale ten przepis opracuję innym razem. Dzisiaj klasyka 🙂 Polecam gorąco… Warto też wiedzieć, że cienkie paluch można przechowywać. Wysychają, ale o to chodzi, mamy wtedy smaczne paluszki 🙂 z własnej kuchni i z wiadomym składem. Smacznego i miłych wycieczek.

Grissini klasyczne

Potrzebne będą:
  • 300 ml wody ( ja mieszam z mlekiem 1:1 aby było 300 ml płynu)
  • 1 łyżeczka cukru
  • 15 g drożdży świeżych (lub 2 łyżeczki suszonych)
  • 500 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżki oliwy z oliwek (używam oleju rzepakowego tłoczonego na zimno)
  • do podsypywania semolina (można zastąpić mąką pszenną)
Do miski wlać płyn w temperaturze pokojowej, dołożyć drożdże, cukier i 2 łyżki mąki. Wymieszać i odstawić, aż drożdże się uaktywnią. Następnie wlewamy oliwę (olej), mieszamy i dokładamy powoli mąkę i sól, nie przerywając mieszania. Kiedy wszystkie składniki będą w misce wyrabiamy ciasto, aż będzie elastyczne i gładkie. Podsypujemy mąką, przykrywamy lnianą ściereczką i odstawiamy do podwojenia objętości w ciepłe miejsce.
Kiedy ciasto wyrośnie, wyrabiamy ponownie, dzielimy na małe kawałki i rolujemy z nich paluchy. Powinny być długości blachy i nie grubsze od naszego palca. Nasze grissini, powinny być tej samej długości i grubości, aby mogły się równo upiec. Następnie wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni C i pieczemy około 20 minut, aż się ładnie zarumienią.
Grissini można przed pieczeniem posypać makiem, czarnuszką lub sezamem urozmaicając nasze przekąski.
Gotowe studzimy na kratce.
Moja rada:
Jeżeli nie lubicie mocno wysuszonego grissini, sugeruję wypiekanie z połowy porcji, przez noc potrafią wyschnąć. I tak są doskonałe. Myślę, że znikną w mgnieniu oka.